Nowa Zelandia - co warto wiedzieć?

Nowa Zelandia - co warto wiedzieć?

Nowa Zelandia – bardzo daleko od nas

Nowa Zelandia jest państwem wyspiarskim leżącym na przeciwległej stronie kuli ziemskiej (potocznie się mówi na Antypodach). To bez mała 18 tysięcy kilometrów od Polski. Podróż w jedną stronę trwa ponad 24 godziny. Niestety nie ma połączenia bezpośredniego z Warszawą więc trzeba się przesiadać na przykład w Amsterdamie albo w Singapurze.

Gdzie dokładnie leży Nowa Zelandia?

Na mapie Nowej Zelandii szukamy w Oceanii na południowo – zachodnim  Pacyfiku. Największym miastem jest Auckland z liczbą mieszkańców około półtora miliona, ale rolę stolicy pełni Wellington. Rolę głowy tego państwa pełni brytyjski król Karol III. Łatwo zapamiętać nazwy dwóch największych nowozelandzkich wysp. Jedna nazywa się Północna, a druga Południowa. Oczywiście jest jeszcze trochę innych – znacznie mniejszych. Z Nowej Zelandii będzie wszędzie daleko. Od najbliżej położonej Australii  jeszcze 1500 kilometrów na południowy – wschód.

Stolica Nowej Zelandii czyli Wellington

Stolica Nowej Zelandii nazywa się Wellington. Jest to miasto, które leży na Wyspie Północnej nad Zatoką Evansa. Na stałe żyje tu około 200 tysięcy mieszkańców. Możecie się wybrać tu kolejką linową na punkt widokowy Kelburn, zwiedzić Muzeum Nowej Zelandii i piękne ogrody botaniczne. Miłośników sztuki nowoczesnej zainteresuje na pewno Galeria Miejska Wellington. Wspaniałe widoki rozciągają się z piaszczystej Princess Bay. A na tych, którzy kochają zwierzęta czeka ogród zoologiczny.

Co jeszcze warto zwiedzić w Nowej Zelandii?

Nowa Zelandia to jedno z tych miejsc na świecie, w których to co najciekawsze znajdziecie w przyrodzie. Co niektórzy piszą, że jest to jeden wielki rezerwat przyrody, chociaż co nieco cywilizacji też warto w tym kraju poznać. Gdyby ktoś z Was chciał się tam wybrać to do zwiedzania będzie miał całkiem sporo atrakcji. Pozwólcie, że wymienimy Wam tutaj tylko niektóre z nich.

  • Park termalny Wai-O-Tapu. Są to źródła, których temperatura dochodzi do kilkuset stopni Celsjusza. Zobaczycie tu miedzy innymi kratery, gejzery, baseny błotne i inne cuda natury. Niestety wielkim minusem jest niezbyt przyjemny zapach, do którego jednak można się po pewnym czasie przyzwyczaić.
  • Christchurch – urokliwe ale dość duże miasto (drugie co do wielkości w Nowej Zelandii), w którym znajdziecie między innymi ładny ogród botaniczny założony w dziewiętnastym wieku. Rolę tutejszego centrum handlowego pełni ulica New Regent Street.
  • Aoraki czyli Góra Cooka (3724 m.n.p.m.) czyli najwyższy szczyt kraju. Możecie nań wejść ale tylko z lokalnym przewodnikiem.
  • Queenstown – to miejsce dla wszystkich, którzy chcieliby spróbować mocnych wrażeń na przykład skacząc na bungee albo ze spadochronem. Do pięknego miejsca widokowego zawiezie Was kolejka górska The Skyline Gondola. Tutaj kręcono ekranizację książek Tolkiena o Władcy Pierścieni.
  • Lodowiec Foxa w Parku Narodowym Westland.
  • Najbardziej stroma ulica świata czyli Baldwin Street znajduje się w Dunedin.

Kiedy odwiedzić Nową Zelandię?

Oczywiście można kiedykolwiek. Ale jeśli lubicie ładną pogodę to podpowiadamy, że najcieplej w Nowej Zelandii jest wtedy kiedy u nas panuje jesień i zima. A wiec między październikiem i kwietniem. Warto jednakże pamiętać, że terminy w okolicy świąt Bożego Narodzenia łączą się zwykle ze sporą liczbą turystów na wyspach może więc wtedy być tłok. Zachęcamy wszystkich, którzy mogą sobie pozwolić na taki wyjazd aby zapoznać się z tym bardzo egzotycznym krajem. A jeżeli nie da się pojechać tam osobiście można dowiedzieć się też co nieco za pośrednictwem Internetu albo książek podróżniczych.

Tekst sponsorowany przez https://hecadi.pl

Foto: od partnerów zewnętrznych

3 thoughts on “Nowa Zelandia – co warto wiedzieć?

  1. przedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

  2. No cóż jadąc tak daleko trzeba się liczyć z niewygodami. Dziękuję za komentarz

  3. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylaja wszystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Dodaj komentarz